Użytkowanie i charakter basenji. Basenji nie jest psem dla początkującego kynologa. Marek Marciniak UŻYTKOWANIE BASENJI
W starożytnym Egipcie psy w typie basenji były uznawane za psy do towarzystwa, ale ceniono je także jako psy stróżujące i myśliwskie. Z czasem jednak - już na terenach dzikiej Afryki Środkowej - traktowano je wyłącznie jako psy myśliwskie, pomagające tubylcom w polowaniach na drobną zwierzynę. Znaczenie psa w życiu poszczególnych plemion było bardzo zróżnicowane i istniały ludy, które opierały swoje przetrwanie na zdolnościach łowieckich basenji. Większość XIX-wiecznych podróżników, opisujących Afrykę i zamieszkujące ją psy, wspominało o użytkowaniu psów schensi. Zwracali oni uwagę przede wszystkim na metody polowań miejscowej ludności z tymi nie szczekającymi czworonogami. Max Siber - badacz Afryki, zachwycony psami pierwotnymi - opierając się na własnych obserwacjach oraz relacjach innych podróżników i opisując zwyczaje kameruńskiego ludu Bakwiri zauważa: "że posługują się na polowaniu psami. Wieszają im na szyjach drewniane dzwonki. Każdy właściciel rozpoznaje swojego psa, na przykład podczas poszukiwań w krzakach, po dźwięku kołatki czy dzwonka. Podobny sposób użytkowania znany jest także w plemionach Yictoria Nyam-za i Niam-Niam". Obraz polowań z psami noszącymi na szyjach drewniane kołatki przedstawiany był w wielu relacjach z Czarnego Lądu. Owe kołatki stały się symbolem polowań z psami pierwotnymi. Ich budowę opisał Siber, który stwierdził, iż "są to wydrążone kawałki drewna wielkości pięści, w kształcie soczewki, które od dołu mają otwór. W nim wisi serce z drewna lub kości. Przy każdym ruchu czynią one wiele hałasu. Każdy rozpoznaje swojego psa po dźwięku kołatki"
. Zadaniem basenji w trakcie polowania było zaganianie zwierzyny do pułapki w kształcie podkowy, zbudowanej z wbitych w ziemię włóczni lub też w rozwieszone w zaroślach sieci. Rytuał polowania z psami zbadał dokładnie współczesny znawca Afryki - C. A. W. Guggisberg, który w 1978 roku odwiedził Pigmejów Bambuti z lasów Ituri w byłym Kongo Belgijskim. Napisał on potem: "Razem z pewnym Amerykaninem, który kręci film dla telewizji, założyliśmy obozowisko w pobliżu dwóch wiosek Pigmejów Bambuti. Chcieliśmy poznać przede wszystkim metody polowania tych małych ludzi i dlatego uzgodniliśmy z naczelnikiem wsi, że przez kilka dni z rzędu będziemy towarzyszyć jemu i jego ludziom w wyprawach do lasu. Gdy wyruszyliśmy po raz pierwszy, poszedł z nami cały orszak, mężczyźni, kobiety, dzieci, a nawet niemowlęta. Pomiędzy Pigmejami skakało z pół tuzina małych psów, najczęściej o szpiczastych uszach, z których każdy nosił na szyi drewniany dzwonek. Na początku specjalnie mnie to nie zdziwiło, lecz po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że jeszcze nie słyszałem, aby któryś z tych psów zaszczekał. Ponieważ zwierzęta nie szczekały, to klekotanie dzwonków miało wskazywać myśliwym kierunek, w którym ich pomocnicy pogonili za zwierzyną. Gdy jednak później należało bezgłośnie poruszać się przez las, właściciele psów, jak mogliśmy to zaobserwować, napchali do dzwonków liści, tłumiąc w ten sposób ich dźwięk. Podczas naszych wypraw łowieckich widziałem jak te małe psy zaganiały do wydrążonego drzewa jeżozwierze i jak parokrotnie goniły małe antylopy - dukery. Właściciele zachęcali je do tego, uderzając się płaską dłonią w piersi i wołając w języku Bambuti odpowiednik naszego - łap go". Niezwykle ciekawą rzecz opisał w swoich relacjach dr Franz Stuhlmann, który badając obyczaje afrykańskich plemion zauważył, że "chociaż także u Bakongo psy należą do różnych właścicieli, to podlegają nadzorowi konkretnego człowieka spełniającego podobną rolę jak kennel huntsman w angielskim polowaniu na lisy. Do niego należy codzienne kamienie psów. Większość członków plemienia nosi małe piszczałki zawieszone na szyi i wydaje się, że psy bez trudu odróżniają ton piszczałki swojego opiekuna od wszystkich innych. W chwili, gdy ten tylko zagwiżdże, wszystkie tłoczą się dookoła niego, aby dostać papkę z manioku, którą miedzy nich rozdziela".
Studiując cytowane fragmenty relacji z podróży po Czarnym Lądzie rodzi się pytanie: jak dziś wykorzystuje się wartość użytkową współczesnego basenji hodowanego poza Afryką? Niestety - z kilku powodów stracił on status rasy myśliwskiej i traktowany jest raczej jako pies do towarzystwa, choć na pewno nie jest to rodzaj psa - przytulanki. Nie znalazł on uznania w oczach współczesnych myśliwych, gdyż - po pierwsze: zmieniły się metody polowań i zabroniono łowów z użyciem ostrokołów i siatek (za wyjątkiem odłowów zwierząt), a po drugie brak możliwości okiełznania temperamentu łowieckiego tych niezależnych psów dyskwalifikuje je przy innych metodach polowań. Basenji, szczególnie w grupie, w momencie wytropienia lub zauważenia zwierzyny stają się głuche na wszelkie komendy i wiedzione własnym instynktem rozpoczynają samodzielne łowy. Jedynym miejscem, gdzie wykorzystuje się ogromną chęć pogoni basenji za zwierzyną, są - niezwykle popularne w Stanach Zjednoczonych - zawody coursingowe. Przypominają one wyścigi chartów, gdzie psy gonią wabik imitujący uciekające zwierzę. Niektóre hodowle w USA specjalizują się w chowie basenji używanych w tego typu zawodach. Niewątpliwym pozostaje fakt, iż - co podkreślają obserwatorzy tych gonitw - basenji w pełnym biegu, z lekko rozprostowanym ogonem, potrafiący - w niezwykle wydajnym galopie - zakręcać w miejscu, to niezapomniany widok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz